Powrót z zakończenia roku szkolnego zawsze był dla mnie katorgą. Nie przepadałam za jakże „komfortowym” strojem galowym a na dodatek było okropnie gorąco a do domu miałyśmy szmat drogi.
-Ten upał kiedyś mnie wykończy-powiedziałam.
-Mnie też… Chwilka… mam super pomysł, zadzwonię po Toma-mówiła Jessica z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Nie jestem pewna, czy go zmusisz, żeby po nas przyjechał.
-Wątpisz w moje możliwości? Posłuchaj tylko.-powiedziała z uśmiechem na twarzy, wyciągnęła telefon i wykręciła numer do braciszka.
*ROZMOWA*
-Cześć Tomećku – zaczęła drażnić brata Jesscia – ćoż pojabiasz?
-Czego dokładniej chcesz? – od razu zauważył o co jej chodziło.
-Przyjedź po nas please…
-A nóżki bozia dała? – przekomarzali się ze sobą.
-Dała, ale one już nie mają siły nas donieść. Przyjedziesz? – Jesscica mówiła to tak słodkim głosikiem, że ja pękałam ze śmiechu.
-Chyba sobie żarty stroisz.
-Dobrze, skoro chcesz, żeby mama wiedziała o tym, że poplamiłeś jej ulubioną sukienkę…-mówiła smutnym głosikiem.
-Gdzie jesteście? – w końcu uległ.
-Wiedziałam, że mnie kochasz. Pod szkołą. Dziękujemy.- powiedziała i rozłączyła się.
Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia i zaczęłyśmy się śmiać, a przechodnie gapili się na nas jak na umysłowo chorych ludzi.
-Nigdy więcej nie podważę twoich decyzji wielmożna pani.- powiedziałam ze śmiesznym głosem kłaniając się jej.
-Widzisz, tylko ja zawsze mam rację. Szlachta ma to już we krwi. –rzekła z poważną miną i tonem.
Znów wpadłyśmy w amok śmiech. Robiłyśmy tak cały czas. Jeszcze chwilę pożartowałyśmy i tak nam minął czas. Po około 15 minutach zjawił się Tom. Wsiadłyśmy do biało czerwonego mini coopera i ruszyliśmy w stronę domu. W naszym przypadku droga nie obędzie się bez śmiechu. Jess uwielbia drażnić brata i tym razem oczywiście nie mogło być wyjątku.
-Jak ci braciszku minął dzień. Lepiłeś z kolegami zamki z piasku w piaskownicy?-zażartowała
-Tak, ale byliśmy smutni, bo nam nie pomogłyście. Bawiłyście się lalkami, mam rację? –zawsze wiedział co odpowiedzieć.
-Jak zawsze…-dodałam. Faceci uwielbiają, kiedy przyznaje się im rację.
Tom z dumą podniósł brodę i włączył radio. Akurat leciało RIO "party shaker" a my stanęliśmy na skrzyżowaniu na czerwonym świetle. Chłopak zaczął tańczyć a my mu się przyglądałyśmy a po chwili same zaczęłyśmy go naśladować nie zważając na to, ze inni kierowcy patrzą się na nas jak na debili. Mieliśmy po prostu bardzo dobre humory.
Dojechaliśmy pod mój dom po kilku minutkach. Wyszłyśmy z auta a braciszek kiwając odjechał z powrotem do kumpli. Weszłyśmy do środka. W salonie siedzieli moi rodzice i oglądali telewizję. Zdziwiło mnie to, bo zazwyczaj o tej porze siedzą w pracy. Siedzieli tyłem do nas, więc kiedy się przywitałyśmy momentalnie się odwrócili.
-Już jesteście dziewczynki! Jak tam w szkole? – spytała mama
-Nawet dobrze. – powiedziałam z uśmiechem i podałam im świadectwo
-Widzę, że jest się z czego chwalić. Oceny macie ładne- powiedział tata wyjmując świadectwo Jess spod mojego i oglądając oba.
-Dziękujemy-powiedziałyśmy chórkiem, spojrzałyśmy na siebie nawzajem i zaśmiałyśmy się.
-To idę się przebrać i gdzieś pójdziemy, bo jest ładna pogoda.
-Szkoda, żebyście się w domu marnowały, idźcie- stwierdziła mama a my pokiwałyśmy im i poszłyśmy na górę do mojego pokoju. Otwarłam drzwi mojej fortecy i poczułam chłodny wiaterek wiejący z otwartego okna. Weszłyśmy do środka. Jess usiadła na małej sofie a ja podeszłam do szafy. Miała kompletną pustkę w głowie i nie miałam pojęcia co na siebie włożyć.
- Jaką bluzkę mam ubrać? Co proponujesz? – spytałam Jess
- Nie mam pojęcia, wybierz sama. – wiedziałam , że nie będzie miała żadnego pomysłu, ale zawsze można mieć nadzieję.
Po paru minutach wyciągnęłam z szafy ubrania i nie pokazując ich przyjaciółce ruszyłam w stronę łazienki. Przed drzwiami odwróciłam się do niej i powiedziałam dziwnym głosem i uśmiechnęłam się jak idiotka:
-Będziesz mieć niespodziankę.
Ta tylko się zaśmiała i pokiwała głową w geście „ok”. Weszłam do łazienki i zaczęłam „metamorfozę”. Ubrałam jasne, dżinsowe, krótkie spodenki z wysokim stanem, białą bokserkę z napisem „ I <3 Holidays” i różowe, niskie conversy. Włosy spięłam w niedbałego koka.
Zmyłam stary makijaż i nałożyłam nowy tusz na rzęsy, nic więcej. Nie przepadałam za tapetą na twarzy. Jeszcze raz spojrzałam w lustro i wyszłam z łazienki.
-Co sądzisz?- spytałam przyjaciółki, która patrzyła przez okno.
-Wow, ślicznie.- powiedziała Jess wystawiając szereg białych zębów.
-To teraz do Ciebie, tak?
-No a jak myślisz? Muszę się przecież przebrać. – powiedziała uśmiechając się.
Zeszłyśmy na dół, wzięłam klucze. Wychodząc krzyknęłam tylko „pa” do rodziców.
Jesscia mieszkała zaraz obok mnie więc nie musiałyśmy iść gdzieś daleko. W jej domu nikogo nie było; Tom u kolegów a rodzice w pracy. Weszłyśmy do jej pokoju. Ta podeszła do szafy i coś z niej wyciągnęła. Nie widziałam dokładnie co, bo chowała to za sobą. Wyszła z pokoju. Po kilku minutach wróciła. Była ubrana w przewiewną, kwiecistą sukienkę bez ramiączek, dżinsową kamizelkę bez rękawków i brązowe baletki. Włosy uplotła w długiego warkocza i nałożyła błyszczyk.
-No, muszę
przyznać, że się postarałaś.-powiedziałam mrugając i uśmiechając się.
-Dziękuję-ukłoniła
się przede mną.-To gdzie idziemy? Może do tej kawiarni niedaleko centrum?
-Czytasz mi w
myślach.
Chwyciła małą,
szarą torbeczkę i wyszłyśmy z jej domu. Skierowałyśmy się w stronę kawiarni.
Dotarłyśmy do niej w ciągu 10 minut. Usiadłyśmy przy dwuosobowym stoliku na
dworze i zamówiłyśmy 2 duże desery lodowe. Zjadłyśmy je, zapłaciłyśmy rachunek
i wyszłyśmy z kawiarni.
-Dobra, to co robimy teraz?- spytałam.
-Chodź, przejdziemy się gdzieś. Gdziekolwiek, tak bez celu.
Dzień był naprawdę piękny i nie chciało nam się wracać do domu. Poszłyśmy nad rzekę. Stałyśmy na moście wpatrując się w połyskującą od słońca taflę wody. Stałyśmy tak w ciszy zamyślone przez pewien czas. Milczenie przerwała Jessica.
-Czy tobie też pomału zaczyna się tu nudzić? Mamy praktycznie tylko siebie i obie jesteśmy singielkami. Mieszkamy tu, w Poznaniu. Tu nie ma nic ciekawego. Mam ochotę przeżyć przygodę, zrobić coś innego, bo mam dziwne uczucie, jakbyśmy od wieków robiły to samo. –mówiła patrząc mi prosto w oczy. Wiedziałam, że mówi od serca i dokładnie jej słuchałam. Wiedziałam, że ma rację.
-Zgadzam się z tobą w pełni, ale co mamy zrobić? Chyba nie mamy innego wyboru jak czekać na jakąś okazję. –powiedziałam.
-Tylko czy się tej okazji doczekamy…-skończyła ściszając głos. Ale ja, jak to ja nie mogłam zostawić tego bez odpowiedzi.
-Tak na marginesie, niezłą wypowiedź. Chyba nigdy się nie mówiłaś aż tak bardzo z sensem . – jej smutny wyraz twarzy zmienił się w mgnieniu oka w szczery uśmiech.
-Może pójdziemy jeszcze nad nasz strumyczek? – zaproponowała a ja oczywiście się zgodziłam.
Nie mieszkałyśmy w centrum, bardziej na obrzeżach miasta przypominających wieś. Prawie zawsze było tam cicho. To ‘prawie’ jest właśnie przez Jess i mnie. Niedaleko naszych domów znajdował się niewielki lasek a w jego środku śliczna polana. Przez całość przepływał wąski strumyczek. To miejsce wyglądało jak kraina z bajki, dlatego od dzieciństwa było naszym ulubionym zakamarkiem. Zawsze robiłyśmy tam pikniki i bawiłyśmy się. Kiedy miałyśmy po 5 lat poprosiłam tatę, żeby zawiesił nam na gałęziach potężnego, rozłożystego dębu znajdującego się na polanie 2 huśtawki, które wcześniej zrobił z opon. Tak, takie były najlepsze. Kiedy byłyśmy trochę starsze, miałyśmy około 8, może 9 lat zbudowałyśmy tam z pomocą rodziców domek na drzewie. To miejsce było naszym ukochanym od zawsze. Rodzice to wiedzieli i pewnego roku na gwiazdkę wykupili dla nas działkę, na której znajdował się lasek. Ogrodzili ją płotem, żeby mieć pewność, że będziemy bezpieczne, bo uwielbiałyśmy tam przebywać nawet nocą, a o takiej porze kręci się tam dużo podejrzanych ludzi. W końcu miałyśmy swoje małe królestwo. Chodziłyśmy tam prawie codziennie, oczywiście wyłączając zimowe dni, kiedy nie chciało się wychodzić z domu. Dziś oczywiście nie mogło być wyjątku od powyższej zasady, zwłaszcza, że to już wakacje letnie!
Ruszyłyśmy w stronę lasku. Gdy dotarłyśmy na miejsce podeszłyśmy do strumyka. Jego dno było w kształcie litery V a wody nie było w nim dużo. Może nawet nie pół metra. Usiadłyśmy na jednym z obrośniętych trawą brzegów. Jessice poślizgnęła się noga wpadła do strumyka. Na szczęście poziom wody nie sięgał jej do kolan, więc przemoczone miała tylko buty. Ja postąpiłam jak prawdziwa przyjaciółka i… zaczęłam się nabijać z niej tak głośno jak tylko się dało. Aż z oczu wypłynęły mi łzy śmiechu. Można zauważyć, że mam zaraźliwy śmiech, bo po chwili przemoczona poszkodowana zaczęła się chichrać. Kiedy już ogarnęłyśmy swoje emocje pomogłam jej wyjść z wody, bo sama się ślizgała.
-Jaka sierota…-przyjaźnie się uśmiechnęłam mówiąc to.
Słońce zaczęło już zachodzić. Zaczęły zlatywać się wokół nas komary.
-Nocujesz dzisiaj u mnie? –spytała
-Spoczko. To chodźmy do mnie po rzeczy i wbijamy do ciebie.
U nas pytania „Nocujesz u mnie?” były na porządku dziennym. Nocowałyśmy u siebie prawie cały czas. Byłyśmy dla siebie jak siostry i to było dla nas normalne a zarazem cudowne, bo miałyśmy w sobie oparcie.
Poszłyśmy do mojego domu. Weszłyśmy do środka.
-Hej mamuś, hej tatuś- krzyknęłam na progu. Weszłyśmy do salonu. Mama i tata właśnie pili tam kawę. Kiedy weszłyśmy oboje automatycznie od razu spojrzeli na przemoczoną brunetkę.
-Co ci Victoria znów zrobiła?-spytała ją mama.
-Tym razem wyjątkowo wpadłam sama. –powiedziała –Dokładniej do strumyka.-uśmiechnęła się.
-Biedaczko, i jak znam życie to pewnie Vicka się z ciebie śmiała, prawda?- zaśmiała się przyjacielsko.
-Mamo!-zawołałam.
-No dobrze. A u której dzisiaj na noc?
-U Jessy.
-To dobrze się bawcie- powiedział tata. On przynajmniej rozumiał, że jak jesteśmy na nocce to nie śpimy.
-Dzięki, dobrej nocki.-powiedziałam i już chciałam wyjść, kiedy…-chwila… muszę wziąć rzeczy.-ruszyłam pędem do pokoju. W mgnieniu oka stałam z powrotem w salonie ze spakowaną torbą.
-Dobranoc kochani.-pożegnałam się.
-Dobranoc.-powiedziała Jess.
Poszłyśmy do Jessici. Weszłyśmy do środka.
-Good evening girls. Dziś u nas śpicie?-przywitała nas ciepło mama przyjaciółki.
-Dobry wieczór-przywitałam się z uśmiechem.
-Hejka mamo. Tak, dzisiaj u nas.-odpowiedziała biorąc ze sobą dużą miskę popcornu i 2 paczki chipsów. Mi kazała wziąć butelkę oranżady i dużą czekoladę. Tak obładowane ruszyłyśmy po schodach do jej pokoju. Weszłyśmy do środka i zostawiłyśmy nasz ładunek na ławie. Pomogłam przyjaciółce rozłożyć kanapę. Położyłyśmy się na niej i włączyłyśmy telewizor. Skacząc po kanałach natrafiłyśmy na początek „Harrego Pottera i więźnia Azkabanu”.
-Przypomina mi się jak to pierwszy raz oglądałyśmy, pamiętasz?-odezwałam się.
-Nie zapomnę deszczu popcornu ze strachu przed dementorami. Musiałam to później sprzątać.
-Tylko błagam, nie powtarzaj tego.
-A chcesz? Bo mogę. Na życzenie.-powiedziała i zamachnęła się jakby chciała znów wszystko rozsypać.
-Nie trzeba. Przeżyję bez tego.
-Jak tam chcesz. Paczaj, zaraz wyjdzie dementor. –powiedziała.
Siedziałyśmy w ciszy i skupieniu trzymając poduszki, żeby mieć gdzie schować twarz ze strachu. Mimo, że widziałyśmy to miliardy razy cały czas bałyśmy się tego okropnego widoku. Na ekranie pojawiła się kreatura a w tym samym momencie ktoś szturchnął nas od tyłu.
-Aaaaaaaaaaaaaaa- wrzasnął niskim głosem.
My ze strachu podskoczyłyśmy i wydałyśmy podobny dźwięk, tyle, że w wiele wyższej tonacji.
-Hahahahhaha, żałujcie, że nie widziałyście swoich min. Hahahaha- zaczął śmiać się znajomy głos. Nie mógł to być nikt inny jak Tom.
-Idiota! Mogłyśmy dostać zawału!!!- wrzasnęła na niego Jessy z lekką ulga w głosie, bo w końcu jej brat to nie dementor. Chłopak zaczął śmiać się jeszcze głośniej.
-Jaki debil… -powiedziałam do niego, oczywiście nie złośliwie.
-Też was obie kocham dzióbki. – przytulił nas – a teraz udaję się do siebie. Stojąc w drzwiach odwrócił się jeszcze w naszą stronę.
-Buziaczki. –powiedział robiąc dzióbek, a potem sam zaczął się z siebie śmiać. –Dobranoc dziewczynki.
-Ale idiota. –powiedziała cicho Jessica śmiejąc się przy tym. Naprawdę go kochała. Byli chyba najbardziej zżytym rodzeństwem jakie kiedykolwiek spotkałam.
Obejrzałyśmy film do końca, ale jeszcze zapasy nam się nie skończyły. Postanowiłyśmy, że idziemy się wykąpać i przebrać w piżamy a po powrocie obejrzeć jeszcze 1 film.
Siedziałyśmy już w piżamkach i ciepłych kapciach. Nie wiedziałyśmy jaki film wybrać, więc w telewizorze włączyłyśmy IPLEX, wielką bibliotekę filmów. Po pewnym czasie znalazłyśmy film „NO-DO wezwani”. Było to horror, niezbyt straszny, ale nawet całkiem ciekawy. Kiedy film się skończył talerze i miski oraz szklanki były już puste. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 346 a następnie na Jess. Powieki zaczęły już jej opadać. Ja też byłam już mocno śpiąca. Kiedy już obie ułożyłyśmy się do spania zgasiłam światło i po kilku minutach obie zasnęłyśmy.
***OCZYMA JESSICI***
Spałam dość głęboko, ale nagle poczułam, że ktoś mnie szturcha.
-Odpuść sobie Vicka! –powiedziałam z zaspanym głosem nie otwierając oczu.
-No wstawaj Jessica! Musze z tobą teraz porozmawiać. No wstawaj! –powiedziała mi do ucha, ale ze zdziwieniem stwierdziłam, że to nie Vicky. Po chwilowym rozmyślaniu rozpoznałam głos mamy. Z wielką niechęcią podniosłam się z łóżka i poszłam za nią do salonu.
Usiadłyśmy na sofie. Ukradkiem spojrzałam na zegarek. Wskazywał godzinę 10:27. Pomyślałam sobie „Co?! Tak wcześnie?”. Spojrzałam na mamę. Widać po niej było, że nie wie od czego zacząć, albo próbuje się w sobie zebrać. Po chwili jednak zaczęła mówić.
-Kochanie, pamiętasz jak opowiadałam Ci o ojcu? –spytała a ja twierdząco kiwnęłam głową. – Mówiłam Ci, że ułożył sobie życie i ma rodzinę, że masz przyrodnie rodzeństwo…
-Tak, pamiętam, ale o rodzeństwie dużo nie wspominałaś. – wtrąciłam.
- No właśnie. Tata ożenił się z kobietą, którą z resztą znam prawie od zawsze i bardzo ją lubię… Ale przechodząc do rzeczy, ma dzieci z poprzedniego małżeństwa, bo ona też jest po rozwodzie i jej syn, czyli tak naprawdę twój przyrodni brat jest od Ciebie kilka lat starszy i mieszka w Londynie. Dzwonił do mnie kilka minut temu i pytał, czy nie chcielibyście z Tomem do niego przylecieć na wakacje. Tom już jest umówiony z kumplami, więc możesz zabrać Victorię. Wiem, że to może trochę dziwnie brzmieć, ale on naprawdę chce Cię poznać i stwierdził, że sam może zapłacić wam za lot. Jesteś zainteresowana tą propozycją?
- Nie ma mowy. Nagle dzwoni brat czy do niego na wakacje przyjadę!? Nie pojadę! –odpowiedziałam. Byłam tym mocno zdziwiona.
-Przemyśl to, proszę. Porozmawiaj o tym z Victorią. Samolot odlatuje jutro.
-Dobrze, pomyślę. –powiedziałam i wyszłam z salonu. I tak dla mnie taka podróż nie wchodziła w rachubę, ale wolałam skonsultować się z przyjaciółką.
Wróciłam do pokoju i ponownie położyłam się spać. Po godzinie obudziła mnie krzątająca się po pokoju blondynka sprzątająca po wczorajszym seansie. Miała ubraną sukienkę, której góra była biała a dół z motywem galaxy, niebieskie vansy i trochę biżuterii a włosy miała upięte w koka.
-Heja kocie. Już wstałaś? – przywitała się zanim zdążyłam wypowiedzieć jakiekolwiek słowo.
-Siema ryba. Nawet musze przyznać, ze się wyspałam. –uśmiechnęłam się i podniosłam swój zacny tyłek z łóżka i pomogłam jej dokończyć sprzątanie. Kiedy skończyłyśmy poszłam się ubrać. Włożyłam na siebie szarą bluzkę na ramiączkach, jeansowe spodenki, czarno białą koszulę w kratę i czarne botki. Włosy rozpuściłam.
Kiedy już wyszykowana wyszłam z łazienki przypomniałam sobie o rozmowie z mamą. Postanowiłam powiedzieć o tym Vicky. Opowiedziałam jej całą historię.
-Czemu nie chcesz jechać? To świetna okazja, żeby przeżyć przygodę, zrobić coś innego, poznać nowe osoby. To szansa dla nas. Zgódź się plis. – namawiała mnie blondynka po wysłuchaniu mojego sprawozdania.
-Może i masz rację, może powinnyśmy zaryzykować.
-Czyli lecimy?- powiedziała z nadzieją w głosie Victoria.
Specjalnie zawahałam się chwilę, żeby potrzymać ja w napięciu.
-Jedziemy! –krzyknęłam wystawiając szereg białych zębów. Blondi tak się ucieszyła, ze podbiegła mnie przytulić i obie wylądowałyśmy na podłodze. Zaczęłyśmy się śmiać.
-Jesteś idiotką. –powiedziałam przez łzy śmiechu.
-Ty też Jessica i właśnie dlatego się przyjaźnimy.
W końcu podniosłyśmy się z podłogi.
-Zadzwonię powiedzieć mamie, żeby mu powiedziała, że jedziemy. – powiedziałam i zrobiłam jak mówiłam.
***OCZYMA VICTORII***
Resztę dnia spędziłyśmy przy kompie, przed telewizorem, byłyśmy u mnie spytać rodziców o zgodę na wyjazd, zgodzili się. Pod koniec dnia poszłyśmy pożegnać się z naszym ukochanym miejscem. Poszłyśmy do Jess. Ta spakowała torbę, wzięła wszystko co potrzebne i poszłyśmy do mnie, gdzie miałyśmy spać. Moi rodzice mieli nas zawieść na lotnisko.
*Rano*
Obudziłam się przed Jess i spojrzałam na zegarek. Zamarłam. Była 9:00 a o 10:00 odlatywał nasz samolot. Zaczęłam bić przyjaciółkę poduszką, żeby ja obudzić. Zaczęłam na cały głos wrzeszczeć „Wstajemy!”. Kiedy ta się obudziła wystartowałam biegiem do łazienki. Wiedziałam, że jest chłodniej niż wczoraj, wręcz zimno. Ubrałam czarną koronkową sukienkę a włosy rozpuściłam.
Kiedy wyszłam z łazienki Jess momentalnie wbiegła do niej ze startą ubrań. Po wyjściu zobaczyłam ją ubraną w Czarną koronkową bluzkę i neonową spódnicę a do tego czarne szpilki i rozpuszczone włosy.
Po kilu minutach wyjechałyśmy na lotnisko. Zdążyłyśmy na ostatnią chwilę. Siedząc w samolocie zastanawiałyśmy się jak będzie dalej. Co spotka nas w Londynie? Włożyłam słuchawki an uszy i cały czas wsłuchiwałam się w rytm piosenek Rihanny, Katy Perry czy innych wykonawców, natomiast Jessica zasnęła.